niedziela, 24 października 2010

Kościelne mohery, jak kibole na trubunach.

Być może ktoś pomyśli, że zwariowałem, ale uważam, że podobieństwa są zadziwiające.

Cykliczne, weekendowe spotkanie na mszy.

Początek, zebrani wierni zajmują swoje miejsca. Wcześniej, na wejściu minęli puchę i dorzucili się na cele statutowe. Na kilka minut przed meczem, tzn mszą swoją robotę zaczyna wodzirej. Inicjuje kolejne pieśni, wierni śpiewają. Ci z przodu dużo głośniej niż ostatnie rzędy. Z tyłu sporo ludzi zupełnie nie śpiewa, łapy w kieszeni, niektórzy nawet lekko rozmawiają zamiast zająć się dopingiem. Mohery próbują przekonać do dopingu tylne rzędy, 2 osoby rozkładają śpiewniki w ławkach. Wyznaczone 3 osoby stają na samym przodzie z flagami na kijach. Tuż przed początkiem spotkania zapalone zostają race, tzn świece.

Nagle gwizdek, tzn dzwonek oznaczający rozpoczęcie meczu, tzn mszy. Wychodzą główni aktorzy widowiska i rozpoczynają swoją rutynową cotygodniową robotę. Ani lepiej ani gorzej. Mohery nawet specjalnie nie patrzą oddając się przyśpiewkom, pojawia się kolejna zbiórka na oprawę, wyznaczeni szalikowcy chodzą z puchą po trybunach. Głupio nie dać, więc prawie każdy coś tam wrzuca. Ale zaraz, wszystko przerywa, znana stadionowa przyśpiewka "Więc wstań..." Wszyscy klekają i energicznie wstają czyniąc jednakowe znaki rękami. Ten efektowny element oprawy niedługo zostaje powtórzony, gdyż bardzo dobrze wychodzi, wykonują go prawie wszyscy.

Im bliżej końca, tym głośniej śpiewają mohery z przodu. Pogardliwie patrząc na lewo i prawo, uważają, że nikt oprócz nich nie angażuje się w doping. Wodzirej inicjuje kolejne przyśpiewki, po chwili śpiewa sam, wygląda to na przerwe, bo mohery wstają z miejsc i udają się na posiłek. No, nie jest to kiełabach z buła, ale nie możemy mieć wszystkiego.

Po chwili mecz się kończy, tuż przed wyjściem pojawia się informacja o kolejnym spotkaniu i zaproszenie na różne wyjazdy. Tyły zupełnie nie słuchają, za to mohery z przodu z wypiekami na twarzy nie mogą się doczekać kolejnych spotkań. W trakcie komunikatu, jeszcze przed końcem meczu, tyły gremialnie zaczynają opuszczać obiekt. Przód zostaje, jeszcze długo śpiewając. Główni aktorzy wychodzą do szatni, a mohery ciągle śpiewają. Przy wyjściu można kupić programy meczowe, a także dorzucić się kolejny raz do następnej oprawy.

Prawda, że podobnie?

2 komentarze:

  1. Ha, jakaż to prawda:) a myślałam, że to doprawdy dwie, zupełnie różne dziedziny życia ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Mistrzowskie :D
    Naprawdę Ci się udało połączyć te dwa jakże różne światy.

    OdpowiedzUsuń